Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 16:02
Sala nr 12

W sali znajduje się szereg łóżek zasłoniętych jasnymi kotarami oraz nocnych szafek z lampką. Wyraźnie widać starania pielęgniarek, które starają się dbać, by w pomieszczeniu panowała przytulna i przyjazna atmosfera. Na kafelkowanych ścianach znajdują się pojedyncze obrazy przedstawiające głównie krajobrazy oraz martwą naturę. Pokój jest utrzymany w białej kolorystyce, w powietrzu zaś unosi się delikatny zapach lekarstw.

Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Sala nr 12 Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Czw 19 Lip 2018, 22:42
Jako pierwszy, uderzył go silny zapach lizolu, dla bardzo niewielu miejsc charakterystyczny tak, jak dla tego. Zalała go fala mdłości, jak się jednak okazało – niegroźnych, przynajmniej w porównaniu z prawą nogą, która zdrętwiała w zalanym krwią kolanie i pulsowała gryzącym bólem, aż po miednicę. Wzrok chłopaka neurotycznie podążył wokół pomieszczenia, na moment zatrzymując się na Dionisym, po czym rozpraszając się gdzieś dookoła, jakby Yevgeny nie był pewien, na czym (kim?) dokładnie się skupić. Czuł, jak niepokój z małego przylądka w gardle zaczynał rozlewać się i atakować kolejne fragmenty ciała. Wiedział, jak zareagowałby ojciec – spojrzałby na niego z politowaniem, może nawet zalałaby go fala czułości. Jak zdenerwowane zwierzątko, skomentowałby – oto jego synek, który sam świetnie ułożył się do kagańca.
I wtedy do niego dotarło. Szybka, ostra myśl przebiła jego umysł jak strzała, lecz nie zniknęła po chwili, jak zwykły robić to przemyślenia równie impulsywne, tylko zatrzymała się w środku, ugrzęzła w płacie skroniowym, przyprawiając o nagły, zdumiewająco silny ból głowy.
- Zwariowałeś? – warknął, nagle przenosząc spojrzenie na towarzysza i mrużąc oczy w nieukrywanym wyrazie niezadowolenia, choć po wyglądzie jego twarzy widać było, że nie miał nawet siły się sprzeczać co do potrzeby pomocy ze strony Rumuna. Nie negował jej, miał w sobie jeszcze jakiś pierwiastek zdrowego rozsądku, który nie odbierał mu instynktu przetrwania (występującego u każdego zwierzęcia), lecz nie pozbawiał także zdolności do oceny sytuacji, nie tylko tej pierwszoplanowej.
W szpitalu będą wiedzieli, to była pierwsza myśl. Druga natomiast, lśniła jasno tuż za nią – jeśli jeszcze nie wiedzą, to z pewnością będą mieli okazję się przekonać. Pewny swoich przekonań, podniósł się natychmiast, gdy tylko w drzwiach pojawiła się obca kobieta – zapewne usłyszała hałas z wnętrza sali, może nawet jego podniesiony głos był na tyle donośny, by słychać go było na korytarzu. Zaraz jednak pożałował swojego czynu, po rozharataną nogę sparaliżował mu ból, a on sam – choć wyćwiczony w spokoju – nie zdążył powstrzymać gorzkiego grymasu, który wpłynął mu na usta.
Z tego się przecież wychodzi, wystarczy sobie powtarzać. Nie zachowuj się jak zwierzę w klatce, Yevgeny. Weź głęboki oddech, tak jak cię uczyła Katia, policz do dziesięciu, daj sobie pomóc, trzymaj ręce przy sobie, przecież nie trzeba nikogo popychać, deptać, szarpać za włosy. Pytanie, czy gdybyś wiedział w jak dużym bagnie tak naprawdę się znalazłeś, nadal umiałbyś stać w bezruchu, wpatrzony w pełne zdumienia lico pielęgniarki.


Ostatnio zmieniony przez Yevgeny Bryusov dnia Nie 22 Lip 2018, 17:28, w całości zmieniany 1 raz
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Sala nr 12 Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Nie 22 Lip 2018, 12:30
To była konieczność. Nie mógłbym nie pojawić się na Oddziale Pierwszej Pomocy po tym, co się wydarzyło zaledwie przed kilkoma minutami. Choć mnie szczęśliwie nic się nie stało i wyszedłem z tego niemal bez szwanku, to zupełnie inaczej było z Yevgenyem, którego noga została dotkliwie poharatana przez jedną z groźnych bestii napotkanych na Placu Dumy. Rana na pierwszy rzut oka wyglądała poważnie, dlatego nie można było jej lekceważyć. Przynajmniej według mnie, choć daleko mi do wykwalifikowanego medyka, umiejętności lecznictwa raczej klasyfikowały się jako podstawowe, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że teleportacja do Hotynki jest w tym przypadku niezbędna. Zaskakujący harmider panujący na szpitalnych korytarzach i tłum rannych ludzi jednoznacznie oznaczał, że coś się właśnie złego wydarzyło, jednak – ku moim początkowym obawom odnośnie czasu oczekiwania na przyjęcie – szybko skierowano nas do jednej z sal, gdzie cierpliwie kazano nam poczekać na uzdrowiciela. Przez głowę niespodziewanie przeszła mi myśl, że być może nie jesteśmy pierwszymi ofiarami, których spotkał dzisiaj podobny los, skoro wszystko wydarzyło się w samym centrum miasta. W oczekiwaniu na personel nie zamieniliśmy niemal ani słowa z Yevgenyem. W środku nieprzerwanie panowała nieznośna cisza przerywana jedynie od czasu do czasu bolesnymi sykaniami z jego strony, a ja pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, co mam powiedzieć i jak się zachować. Wyjrzałem tylko lekko przez otwarte wcześniej okno, by zaczerpnąć świeżego powietrza i zamknąć choćby na moment oczy, nerwowo stukając palcami o parapet i dalej intensywnie myśląc o dzisiejszym zdarzeniu.
- Nie zwariowałem. – Stanowczy głos w końcu przecina dłuższą ciszę, na którą pozwoliłem sobie po jego krótkiej wypowiedzi. Z ogrodów szpitalnych nieśpiesznie przenoszę wzrok na wyraźnie niezadowolonego z obecnej sytuacji Bryusova. Pozwalam sobie tylko na ciche westchnięcie, po czym zamykam ze spokojem okno i siadam na jednym z wolnych łóżek w sali. – Nie wiemy, co to było, Yevgeny. Ale to w ogóle nie jest normalne, takie bestie nie powinny grasować po centrum. – Mógłbym go egoistycznie zostawić na pastwę losu, ale nie mogłem tego uczynić. Jako pełen empatii człowiek czułem wewnętrzny obowiązek, by zostać i dotrzymać mu towarzystwa, zwłaszcza że sam byłem niezmiernie ciekawy, co tak naprawdę nas zaatakowało. W ciągu ostatnich piętnastu minut rozważyłem wszelkie możliwe opcje, które przyszły mi do głowy, ale żadna z nich nie pasowała do tej dziwnej układanki. Pozostała tylko teraz nadzieja, że któryś z uzdrowicieli już zdążył się czegoś dowiedzieć. Na przykład ona. – Dzień dobry – mówię na przywitanie do uzdrowicielki, która przekroczyła właśnie próg sali szpitalnej, by uważnie przyjrzeć się Bryusovowi. Oby to nie było nic poważnego.
Weles
Weles

Pon 30 Lip 2018, 22:15
Uzdrowiciel po drugiej z rzędu nocy spędzonej na dyżurze nie pozostawia swoim wyglądem żadnych wątpliwości co do stanu swej przydatności – toteż zaledwie jeden rzut oka na uzdrowicielkę Zhoukovą, która krążyła między salami wystarczył, by niezawodnie stwierdzić jej potworne zmęczenie i irytację błahymi przypadkami, z jakimi na oddział pierwszej pomocy zgłaszali się pacjenci. Po raz kolejny solennie obiecywała sobie jawnie skrytykować dyrektora Hotynki za utworzenie pod postacią oddziału ratunkowego nieogarniętego nawet setką uzdrowicieli kotła ludzkich narzekań, źle dawkowanych eliksirów, poplątanych bandaży w gabinetach zabiegowych… krótko mówiąc, Zhoukova, osoba z natury lubiąca porządek nie widziała większego pierdolnika, a każdy dyżur na pierwszej pomocy musiała przypłacić odrobiną zdrowych zmysłów.
Silnie odczuwała jednak swoje powołanie, krążąc nadal po nieodwiedzonych jeszcze salach tak długo, aż dotarła w końcu do numeru dwunastego.
- Dzień dobry. Moje nazwisko Zhoukova, jestem uzdrowicielem dyżurnym. – przedstawiła się korzystając z przemielonej już dzisiaj tysiąckrotnie formułki. Irina Zhoukova była kobietą średniego wzrostu, raczej krępą, o bardzo ostrych rysach twarzy korespondujących z równie ostrym tonem wypowiedzi.
- Pan… Bryusov? – potwierdziła personalia pacjenta, zerkając kątem oka do karty przygotowanej przez pielęgniarkę. Odruchowo spojrzała wyczekująco na towarzyszącemu pacjentowi mężczyznę. – A pan to kto?
Spojrzenie uzdrowicielki mogło zasugerować Dionisie, że nie jest on mile widziany w sali chorych, ale w rzeczywistości kobiecie żadnej różnicy nie robiło już, czy oprócz chorego znajdował się tam jeden gość czy cała orkiestra dęta petersburskiej filharmonii. W końcu każdemu przysługuje jakaś forma wsparcia psychicznego na cały, koszmarnie długi, czas oczekiwania na oddziale pierwszej pomocy.
- Panie Bryusov. – zwróciła się do pacjenta głośno i rzeczowo, chcąc skupić na sobie jego uwagę. – Proszę opowiedzieć mi, co się panu stało.
Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Sala nr 12 Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Czw 02 Sie 2018, 11:45
Długo czekał na odpowiedź - w jego odczuciu przynajmniej, bo w rzeczywistości nie mogło minąć więcej niż parę sekund grobowej ciszy. To właśnie przez tę ciszę nie był w stanie stać w bezczynnym oczekiwaniu dłużej. Nagle jego rzeczywistość skurczyła się do mijającej minuty, ostatniej minuty wolności, której przecież nie mógł zmarnować. Oczami wyobraźni widział stojącego za drzwiami ojca może z niecierpliwością wpatrującego się w zegarek na ręku, oglądając jak liczby przeskakują, zmniejszając dystans między wolnością, a jego klęską, której przypisał dzień i dokładną godzinę, bawiąc się w boga. Lada chwila drzwi miały stanąć otworem, a Yevgeny stał na samym środku - dlaczego wciąż stał?
Słowa Dionise’a przemknęły gdzieś z boku, ocierając się o uszy chłopaka jak latająca po pokoju mucha – ciężka do zignorowania, a jednak nie przyciągająca do siebie całej uwagi. Przez moment zastanawiał się, dlaczego to robił. Rumun nigdy przecież nie darzył go przesadną sympatią, być może ze względu na troskę o Vioricę, być może z tego samego powodu, dla którego sympatią darzył go mało kto w Petersburgu. Takie bestie nie powinny grasować po centrum. Mało się nie uśmiechnął, w pełnym rozczarowania politowaniu, powstrzymując się od uformowania nasuwającego się na język pytania, które uwięzło w gardle jak niedosłyszany w towarzystwie żart, niezrozumiały dla nikogo, poza autorem. Dionise też by nie zrozumiał, choć pewnie wyszłoby mu to na dobre.
Drzwi otworzyły się nagle, skrzypiąc cicho, a w progu stanęła krępa kobieta o dosyć charakterystycznych rysach. Yevgeny wygiął na moment lico w nieprzychylnym grymasie, spowodowanym nie tyle pojawieniem się uzdrowicielki, co pulsującym bólem w zakrwawionej nodze, która drętwiejąc, paliła nie tylko iskrami nieprzyjemnego gorąca, ale także rozległą porutą, w której niechybnie właśnie się znalazł.
- Tak. – bez większego entuzjazmu potwierdził swoją tożsamość, wlepiając spojrzenie w kartę trzymaną przez starszą kobietę, jakby uważał, że jeśli będzie patrzył wystarczająco długo, przebije się przez papier i dostrzeże, co napisano o nim po drugiej stronie. Westchnął mimowolnie kiedy próba zakończyła się niepowodzeniem i oparł się o stojącą za nim niską szafkę tak, żeby przenieść swój ciężar ciała na zdrową kończynę. – Zostaliśmy zaatakowani pod pomnikiem Piotra Wielkiego przez te... – zawahał się na moment, nie do końca pewien jakim słowem powinien określić bestie. – ...ogromne psy. Próbowaliśmy obronić się zaklęciami, ale żadne z nich nie zadziałało. – wytłumaczył, zerkając na nadszarpniętą, mokrą od krwi nogawkę spodni. – Dionise teleportował nas bezpośrednio tutaj. – dodał na koniec, tłumacząc obecność Rumuna, tracąc natomiast resztki nadziei na wyjście ze szpitala bez niepotrzebnych procedur.
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Sala nr 12 Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Czw 09 Sie 2018, 19:46
Może i nie powinno mnie w tym momencie tutaj być. Na moim miejscu zapewne każdy by od razu uciekł, egoistycznie myśląc tylko o sobie i nie chcąc potem mieć żadnych problemów i ciągnących się w nieskończoność przesłuchań w Kwaterze Białej Gwardii, które w naszym przypadku były wielce prawdopodobne. Dobrze wiedząc jednak, że Yevgeny to jeden ze znajomych Viorici, choć nigdy nie wgłębiałem się w szczegóły ich relacji, pozwalając tym samym mojej młodszej siostrze na odrobinę prywatności, to wiem, że nie wybaczyłaby mi, gdybym zostawił go samego – nieważne, czy w starciu z tajemniczymi bestiami przy pomniku Piotra Wielkiego, czy w samej Hotynce. Musiałem więc na wszelki wypadek choć upewnić się, czy wszystko będzie z nim w porządku, nawet jeśli moje osobiste uczucia niepokojąco podpowiadały mi, że wyjątkowo tak nie będzie. Nie potrafiłem ich racjonalnie uargumentować, chciałem się przecież w nich mylić i nie mieć racji, dlatego szczerze liczyłem, że uzdrowicielka, która właśnie weszła do naszej sali, rozwieje moje wszystkie wątpliwości. Z cichym westchnięciem pod nosem usiadłem na wolnym łóżku, wzrokiem błądząc to po Bryusovowie, to po Zhoukovej. Mimo że nie była zbyt przyjaźnie nastawiona do mnie jako osoby towarzyszącej, to nie zamierzałem stąd prędko wychodzić i zostawiać Yevgenya zupełnie samego. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Dionisie Caragiale – przedstawiam się automatycznie na krótkie pytanie kobiety, jednocześnie pozwalając na to, by rozmowę przejął Yevgeny. W końcu to on z naszej dwójki był tutaj najbardziej poszkodowany. – Ogromne psy to za mało powiedziane – uściślam od razu, spoglądając na chłopaka porozumiewawczo. To było zdecydowanie zbyt łagodne określenie, niemniej jednak nie potrafiłem go niczym innym właściwie zastąpić, jakby moja wiedza o zwierzętach magicznych niespodziewanie uleciała z mojej głowy, mimo że usilnie próbowałem sobie przypomnieć cokolwiek z lekcji fauny i flory. Nigdy wszak nie była to dziedzina, z której mógłbym wyjątkowo poszczycić się dobrymi ocenami – a sześć lat od ukończenia Koldovstoretz robi swoje. – Tak, żadne nasze zaklęcia nie działały, jakby były odporne na magię. – A mało które zwierzęta magiczne miały takie niecodziennie umiejętności. Widząc wzrok Iriny, nie zamierzałem nic więcej już mówić, tym samym chcąc, aby Zhoukova skupiła się tylko na nim i jego ranie, która nie prezentowała się zbyt dobrze. Wzdrygnąłem się na sam widok, zakładając ręce na klatce piersiowej i cierpliwie czekając na swoim miejscu, licząc że zaraz dowiemy się od niej czegoś, co przynajmniej nas uspokoi. Albo zupełnie na odwrót.
Weles
Weles

Pią 24 Sie 2018, 22:29
- No dobrze. W takiej sytuacji – burknęła Irina, świdrując spojrzeniem Rumuna. – w drodze wyjątku może pan zostać na sali, zaoferować przyjacielowi… wsparcie psychiczne.
Podobno niektórzy takiego potrzebują, nawet długo po osiągnięciu wieku, w którym nie wypada już wchodzić do gabinetu trzymając mamę za rękę i jest to zupełnie zrozumiałe, zwłaszcza, gdy pacjent zgłasza się z poważnym problemem. Uzdrowicielka zlokalizowała go po krótkiej chwili i machnięciem różdżki usunęła przeszkadzające jej w pracy części ubioru Bryusova.
- Proszę się położyć. – poleciła i niezwłocznie zabrała się do pracy.
- Vadesta. – rzuciła pierwsze zaklęcie, dopełniając zaledwie formalności (uraz był widoczny gołym okiem, ale protokół wymagał, by sprawdzić zaklęciem diagnostycznym wszystko), a gdy czar wskazał rozharataną nogę i nic poza tym, pochyliła się nad raną. W pierwszej kolejności oczyściła ją przepłukując strumieniem wody wytryskującym z końca różdżki, a potem powstrzymała krwawienie:
- Krvoizep. – Irina oglądała litry wynaczynionej krwi, tak dużo, że całe jej morze nie zrobiłoby na uzdrowicielce wrażenia, bo umiała powstrzymać jej potok, zasklepiać rany w okamgnieniu. Jakże zdziwiła się więc, gdy zaklęcie nie zadziałało. Powtórzyła je raz i drugi, a krew nadal sączyła się z rany, przybierając niemal czarny kolor. Zmarnowawszy chwilę na przyglądanie się bezsilnej wobec obrażenia pacjenta różdżce, Irina wzięła do ręki rolkę ligniny, która zalegała do tej pory w jednej z szafek i przycisnęła ją do rany, by spowolnić utratę krwi w ten sposób. Obwiązała ją mocno bandażem, tworząc prowizoryczny opatrunek, po czym odeszła w stronę szklanego stołu w rogu gabinetu. Stojąc bokiem do pacjenta i jego towarzysza, zaczęła mieszać w zlewce zawartości różnych fiolek.
- Podam panu eliksir, który zapobiegnie zakażeniu. – powiedziała formalnym tonem, odwlekając możliwie niezręczny moment wyznania, że nie wie, co robić z raną Evgenyia. W końcu, wręczywszy pacjentowi naczynie z miksturą, westchnęła i zatrzymała się w połowie drogi od kozetki do gabloty z maściami i pękami ziół.
- Nie mam dla pana dobrych wieści. Na ranę nie zadziałały zaklęcia lecznicze. Zrobię, co mogę, by jak najszybciej zmniejszyć krwawienie, ale nie mogę nic zagwarantować. – orzekła mało taktownie, umykając spojrzeniem do wiązki zasuszonych korzeni, które machnięciem różdżki zmiażdżyła w moździerzu.
- Niechże się pan na coś przyda – warknęła nagle w kierunku Caragiale. – i zawoła tu pielęgniarkę.
Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Sala nr 12 Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Sob 25 Sie 2018, 21:31
Próbował dostrzec w oczach lekarki cokolwiek, co świadczyło by o jej szerszej wiedzy na temat jego osoby, złapać porozumiewawcze spojrzenie, wymienić się iskierką obaw i zrozumienia, będącą wynikiem czegoś znacznie większego niż pechowa rana na nodze. Irina jednak zachowywała powagę i nawet jeśli w jej umyśle pojawiły się jakieś ostrzegawcze myśli bądź cokolwiek – naprawdę – co wyrażałoby jakieś głębsze uczucia, to kobieta potrafiła znakomicie to ukryć pod maską pokrytej delikatnymi zmarszczkami, bladej twarzy.
Na jej słowa, Yevgeny parsknął cicho, czując w piersi nieprzyjemne uczucie zażenowania, po raz kolejny ukryte za rozbawieniem, które pojawiało się i znikało z jego twarzy, jak błąd montażowy w starym, zepsutym filmie. Nie spojrzał nawet na Dionise'a, nie wiedząc w jaki sposób mógłby to zrobić ani nawet co powinien powiedzieć, pokiwał jedynie głową pod koniec wypowiedzi Rumuna, jakby na potwierdzenie tych słów, lecz gest był na tyle znikomy i lakoniczny, że równie dobrze można by uznać go za mimowolny ruch spowodowany zmianą pozycji. Yevgeny zastygł w pozycji na wpół leżącej, podpierając się na łokciach, żeby widzieć swoją wyprostowaną nogę – całą w krwi, tej świeżej oraz tej zaschniętej, nieco podrapaną i prezentującą się na ogół nie tyle obrzydliwie, co po prostu nieprzyjemnie.
Nie znał zaklęć, których użyła lekarka, nigdy nie był dobry w zapamiętywaniu nazw czarów leczniczych, chociaż te wychodziły mu zaskakująco dobrze, kiedy już był w stanie się skupić i skierować całą swoją uwagę na potrzebującym, którym – w większości przypadków – był on sam. Genetyka pozostawiała po sobie wiele znaków i poza zachowaniem, które ojciec brał za zdziczenie praktycznie całe ciało chłopaka pokryte było w mniejszych lub większych bliznach oraz zadrapaniach, spośród których najbardziej wyróżniała się szrama ciągnąca się na skos lewego policzka, od zarysu kości, niemal po sam kącik ust, stara jak świat, według jego własnych słów.
Z zaskakującą pokorą, choć bez specjalnej fascynacji, przyjął od kobiety eliksir, wąchając go ukradkiem, gdy ta odwróciła się do niego tyłem i krzywiąc lekko, choć ostatecznie wypijając cały flakonik, smakujący równie niedobrze, co się spodziewał. Dopiero kolejne słowa wypowiedziane przez Irinę sprawiły, że drut w jego plecach skręcił się w supeł, pozostawiając go na pastwę chwilowej ciszy, poprzez gęstość której, nie usłyszał nawet polecenia wydanego w stronę Dionise'a. I wtedy – w chwili, w której Caragiale już prawie przekroczył próg sali numer dwanaście – w umyśle Bryusova pojawiło się pojedyncze światełko, w pierwszej sekundzie tlące się leniwie gdzieś w potylicy, a potem rozbłyskające silniej i z taką intensywnością, że przez moment wydawało mu się, że jego znaczenie faktycznie ma sens.
- Nie sądzicie chyba, że ktoś wypuścił dwa jarchuki w samym centrum Petersburga? – odparł i chociaż – wyjątkowo – liczył, że oboje go wyśmieją (a w szkole wyśmiewano go wiele razy, nigdy nie był wybitnym uczniem), rzucone w poprzek sali pytanie i wydarzenia sprzed zaledwie kilkunastu minut wydawało mu się coraz bardziej prawdopodobne.
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Sala nr 12 Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Pon 03 Wrz 2018, 16:17
- Dziękuję – odpowiadam zwięźle, nie spuszczając wzroku ani na moment z uzdrowicielki. Choć od samego początku nie była do mnie zbyt przyjaźnie nastawiona, to jednak przecież starałem się ją usprawiedliwić i zrozumieć nieprzyjemny ton głosu. Jej praca była nie lada wyzwaniem, która często w rzeczywistości nie przekładała się na godne zarobki. Magomedycy większość czasu spędzali w Hotynce, poświęcając swoje życie prywatne czy nie mogąc sobie przy tym nawet pozwolić na wymarzony urlop. Wyrzeczenia za wyrzeczeniami, a pensja większości z nich wciąż oscylowała na granicy minimum, co nierzadko wywoływało u nich permanentną frustrację. Kiedyś nawet mi niespodziewanie przemknęło przez głowę, że może w przyszłości mógłbym zająć się czymś związanym z medycyną, ale szybko porzuciłem te plany, kiedy po raz pierwszy wylądowałem w szpitalu ze złamaną ręką i zobaczyłem, jak to wszystko wygląda. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie chcę być częścią tego świata. Obserwuję teraz uważnie każdy ruch doktor Zhoukovej, licząc że rzucane przez nią zaklęcia zaraz przyniosą Yevgenyowi upragnioną ulgę. Tak się jednak nie dzieje, a potwierdzenie znajduję w słowach Iriny, która obwieściła to, czego bałem się najbardziej. – Co to może oznaczać, skoro zaklęcia nie działają? Jest w ogóle taka możliwość? – zastanawiam się, choć może w tym momencie nie powinienem się wtrącać. Zaraz jednak po tym Yevgeny rzucił w nieco ironicznym tonie o…
- Tak – potwierdzam niepewnie, choć w mojej głowie już kłębi się mnóstwo myśli. To właśnie tego słowa mi brakowało. Niby wiedziałem, że skądś dobrze znam te zwierzęta, a jednocześnie nie potrafiłem do nich dopasować właściwej nazwy. Teraz jestem niemal w stu procentach przekonany, że to były właśnie one – niesamowicie duże, postawne psy, które były wyjątkowo groźne dla każdego czarodzieja. Tylko czy to oznaczało, że…? Konsekwencje ich ugryzienia mogły być porażające, a przecież zaledwie kilkanaście minut temu jedna z bestii dopadła Yevgenya. Niewiele przecież brakowało, bym i ja znalazł się w podobnej sytuacji. Czyżby ziścił się najgorszy z możliwych scenariuszy? – Yevgeny – wypowiadam jego imię z rosnącym niepokojem w głosie, po czym nieśpiesznie kieruję się po słowach Zhoukovej w kierunku wyjścia ze sali. – Nie wiem, czy mówisz teraz poważnie, ale obawiam się… – Muszę wziąć głęboki wdech. – Obawiam się, że to może być prawda. – Nie widząc jego reakcji i poganiany w dalszym ciągu przez uzdrowicielkę, czym prędzej wyszedłem z pomieszczenia, by zawołać pielęgniarkę potrzebną do pomocy. Wróciłem w jej towarzystwie dopiero po kilku minutach, zawieszając od razu wzrok na chłopaku. Założyłem ręce na klatce piersiowej, dalej niecierpliwie czekając i nie wiedząc, co ze sobą w tym momencie zrobić. Kto wypuścił jarchuki w centrum miasta? Czy przypadkiem ich hodowla nie była zakazana przez prawo magiczne?
Weles
Weles

Nie 09 Wrz 2018, 16:28
Uzdrowicielka w pierwszym odruchu informację o ogromnych, czarnych psach potraktowała stosunkowo lekceważąco. Niecałe trzy tygodnie wcześniej mieli na oddziale podobny przypadek – dla uciechy jednej z nowobogackich familii ulepszono magicznie owczarka niemieckiego, który, jak u mugoli, miał za zadanie pilnować posesji i zrobił to na tyle skutecznie, że żona właściciela trafiła do Hotynki z paskudnie poszarpanym, niemal odgryzionym, ramieniem. Wielkie psy nie były tu niczym zaskakującym. Dopiero, kiedy rana Yevgenyia nie zareagowała na rzucane zaklęcie tak jak powinna, w głowie Iriny zapaliła się alarmująca lampka. Przypadki pogryzienia przez jarchuki zdarzały się przecież niebywale rzadko na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, a na pewno nikt nie przechadzałby się z nimi w centrum magicznych dzielnic. To było zwyczajnie absurdalne i nieodpowiedzialne. Gwardia powinna natychmiast właściciela zamknąć pod zarzutem narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia ludzi.
Mimo zmęczenia i pewnego rodzaju zobojętnienia na ludzką krzywdę, Irina nie chciała straszyć tych dzieciaków, nie posiadając konkretnych dowodów na to, z czym może mieć do czynienia. Sprawę chwilowego przemilczenia podejrzeń rozwiązał jednak sam poszkodowany.
- Na bogów, skoro wiedział pan od początku, co pana zaatakowało, dlaczego nie powiedział o tym od razu. To zaoszczędziłoby wiele czasu, którego, przykro mi to mówić, może pan nie mieć zbyt wiele – zrugała chłopaka, pąsowiejąc na twarzy, co było wyraźną oznaką zdenerwowania. Natychmiast odwróciła się do ucierających się w moździerzu ziół, by dodać do nich jeszcze kilka suchych listów. Będzie trzeba obejść się bez pomocy magicznych specyfików, a to oznaczało znacznie dłuższe przywracanie Bryusova do pełni sił i jakiegokolwiek stanu używalności. – Proszę mi powiedzieć, czy cierpi pan na jakieś schorzenie, cokolwiek, co mogłoby wpłynąć na dalsze leczenie lub… Przyspieszyło działanie ugryzienia? – zapytała, kiedy Dionisie wyszedł z sali. Stała odwrócona do niego tyłem, przygotowując teraz w pełnym skupieniu miksturę, która od dawna nie była w codziennym użyciu – nie w magicznym leczeniu. – W samą porę, Galino Makarevno – zawołała, kiedy zjawiła się pielęgniarka. – Podaj mi spirytus. Powinien być w górnej szafce. A potem sprawdź, czy krwawienie choć trochę ustało i nie próbuj tamować go czarami, to ugryzienie jarchuka, zaklęcia na nic się zdadzą – poleciła ostrym tonem, wciąż starannie trąc zioła i odwracając się jedynie na chwilę, by sprawdzić, jak wygląda Yevgeny, zwróciła się do Dionisie: – Chłopcze, proszę usiądź, bo stojąc i tak w niczym nie pomożesz.
Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Sala nr 12 Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Wto 18 Wrz 2018, 18:08
Zauważył tę obawę – najpierw w oczach uzdrowicielki, wyraźnie zakłopotanej faktem, że zaklęcia nie działały, odwracającej się tyłem specjalnie, żeby nikt nie zauważył błysku niepewności, ale i zaciekawienia, iskierki, którą dostrzec można w oczach ucznia, pierwszy raz spoglądającego na papier egzaminacyjny. Dostrzegł ją także w wahaniu Dionise’a, słowach szukających potwierdzenia lub odpowiedzi, w spokojnych, niepewnych ruchach w sposobie, z jakim zwrócił się do niego po imieniu. Yevgeny nie zdążył jednak mu odpowiedzieć, Rumun zniknął za drzwiami, a jemu pozostało jedynie zastanawiać się, czy to przypadkiem nie on powinien być tym, który ucieka.
Na słowa uzdrowicielki grymas, który jeszcze chwilę temu wyrósł na jego bladym licu, zbladł nieco, reprezentując resztkę opanowania, jaka w nim pozostała. W jednej chwili poczuł, że o ile już wcześniej czuł się osaczony, o tyle obecnie miał wrażenie, że cząsteczki powietrza wypełniły się jakimś innym gazem, znacznie cięższym i bardziej stęchłym, wtaczając tę nieprzyjemną mieszankę do jego płuc - w tempie odrobinę, nieznacznie, przyśpieszonym, niż winien robić to spokojny człowiek.
Wciąż jednak – wciąż, jakby nie rozumiał, nie słuchał co kobieta mu powiedziała, nie zauważał niepokoju na twarzach ludzi, nie widział swojej własnej obawy w lustrze, wiszącym na ścianie naprzeciwko. Pytanie uderzyło go silniej niż poprzednia wypowiedź Iriny, fala nieprzyjemnego gorąca wlała się do żołądka, splątując narząd w supeł. Czego się tak boisz, Yevgeny? Stał w problematycznej sytuacji, wystawiano na próbę jego roztropność, a on bał się przyznać, że nie potrafi postąpić słusznie. Wiedział, że nie powinien niczego zatajać, a jednak czuł ciężar mijających sekund przepełnionych milczeniem. Czy prawda zmieniała cokolwiek? Mogła nie mieć znaczenia, a jednak rozpychała się w gardle, powodując ból, jakby utknął tam zlepek ości.
- Jestem likantropem. – odparł, kiedy do jego uszu dotarły pierwsze dźwięki czyiś kroków, oddalone, z początku słyszalne jedynie do niego, lecz zbliżające się w stronę sali. Kiedy pielęgniarka i podążający za nią Dionise weszli z powrotem do pomieszczenia, chłopak wykrzywił się w uśmiechu tak wymuszonym, że nawet ludziom wychowanym i uprzejmym, ciężko byłoby go odwzajemnić.
- Dostanę jakiś ostatni posiłek? – spytał pół-żartem, pół-serio. Nie był głodny, ale nadszarpana, wciąż krwawiąca kończyna nie napawała nikogo optymizmem. Nigdy nie sądził z resztą, że przyjdzie mu zginąć w ten sposób, w Hotynce, w szpitalnej sali, jak zwykłemu człowiekowi. Nie wywyższał się ponad społeczeństwo, ale od zawsze przecież uważał, że oddziela go od świata jakaś niewidzialna bariera.
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Sala nr 12 Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Sro 19 Wrz 2018, 18:54
Wyganiany z kąta w kąt, koniec końców okazało się, że nie jestem tutaj potrzebny. Choć zagadka odnośnie tego, co się stało przy pomniku Piotra Wielkiego częściowo się rozwiązała za sprawą wypowiedzi Yevgenya, to jednak trzeba było się zastanowić nad tym, co teraz. Nigdy nie słyszałem o żadnym lekarstwie na ugryzienia jarchuka; uczyli nas w szkole, że są niezwykle niebezpieczne dla czarodziejów, stąd też prawo magiczne zakazywało ich hodowlę Byli jednak i tacy, którzy go nie przestrzegali, o czym na własnej skórze przekonaliśmy się dzisiaj. Komu jednak zależało na tym, by wypuścić je na samym środku miasta? Czy to był tylko zwykły wypadek, czy jednak za tym niebezpiecznym czynem krył się jakiś motyw? Intensywnie rozmyślania nad tą sprawą doprowadziły mnie do punktu, w którym stwierdziłem, że – jak przystało na dziennikarza – muszę się tym czym prędzej zająć. Nie wiem, czy był to temat bezpośrednio dla „Novyiego Miru”, czy tylko po to, aby zaspokoić swoją ciekawość, ale nie zamierzałem tak łatwo odpuszczać. To coś, co nie powinno się zdarzyć, tak samo jak wiele innych rzeczy, które miały ostatnio miejsce w świecie czarodziejów. Temat artykułu odnośnie Romanovów mógł jeszcze poczekać, teraźniejszość bez wątpienia była teraz ważniejsza niż przeszłość, choć w świetle nowych spraw nie należało jej unikać czy zapominać na moment.
- Nawet tak nie żartuj – odpowiadam poważnym głosem, uważnie spoglądając to na Yevgenya, to na uzdrowicielki. Ostatni posiłek? Sytuacja faktycznie w tym przypadku była nieciekawa, a prawda niezwykle brutalna i bolesna, ale to przecież nie mogło oznaczać, że to właśnie tu i teraz musi zakończyć swój żywot. – Proszę powiedzieć, czy da się coś więcej zrobić? – Na pewno da, musi być jakieś rozwiązanie, a nawet jeśli się jeszcze nie znalazło, to czym prędzej powinni się na tym skupić. Potrzeba było do tego czasu, niemniej jednak on działał wyłącznie na niekorzyść Yevgenya. Nie wiadomo w końcu, jak długo to wszystko potrwa, ale w rzeczywistości nie chcę absolutnie wierzyć, że na Bryusova podpisano już wyrok i nie ma od niego żadnego odwrotu. Westchnąwszy cicho pod nosem, zgodnie z poleceniem usiadłem na wolnym łóżku. Zaraz i tak pewnie stąd będę musiał iść, skoro dowiedziałem się wszystkiego, co mogłem i tylko zawadzam. Nic więcej i tak w tej tragicznej sytuacji poradzić nie jestem w stanie. Poczułem, jak coraz bardziej ogarnia mnie poczucie bezsilności i współczucie. Przykro mi, Yevgeny – chciałem jeszcze powiedzieć, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. Pierwotnie miałem zamiar pełnić rolę pomocy i wsparcia psychicznego, lecz teraz jestem tylko balastem.
Weles
Weles

Nie 07 Paź 2018, 21:26
Coś drgnęło w twarzy Iriny Zhoukovy. Nikt nie spodziewa się usłyszeć w ciągu rutynowego dyżuru, że ma na kozetce wilkołaka. Aż policzyła w myślach, ile czasu minęło od poprzedniej pełni, ale odpowiedź Evegenyia nie wstrząsnęła nią na tyle, by było to widoczne na twarzy uzdrowicielki. Pokiwała głową.
- Rozumiem. – nie specjalizowała się w takich przypadkach. Pracując na co dzień przy zatruciach, wolała zająć się mieszaniem ziół do okładu niż rozmyślaniem nad tokiem leczenia Bryusova. Nie umiała go poprowadzić. – Potrzebna będzie konsultacja kogoś z zakażeń niebezpiecznych. – powiedziała, na poły do siebie samej. – Dziękuję za szczerość. – rzuciła jeszcze, gotowa podjąć kolejną próbę opatrzenia nogi pacjenta. Kiedy Dionisie wrócił na salę, uzdrowicielka zamilkła. Była zobowiązana tajemnicą zawodową do zachowania dyskrecji, choćby chciała ostrzec Rumuna, że jego przyjaciel przy pełnym księżycu dostaje futra i kłów, o morderczych instynktach nie mówiąc. Pacjent jakby nieszczególnie wzruszył się wyjawianiem swojego sekretu, skoro zaczął dowcipkować. Irina zgromiła go wzrokiem.
- Pański przyjaciel ma rację, takie żarty są wyjątkowo nie na miejscu. – oburzyła się pochopnie, choć równie prędko zmitygowała. Bryusov zasługiwał na jej współczucie i przeprosiny, jeśli w ogóle czegoś jeszcze od niej oczekiwał. Zabrała się czym prędzej do pracy. Pielęgniarka zjawiła się w samą porę, by jej pomóc. Powoli odwinęła bandaż i powiadomiła uzdrowicielkę, że krwawienie zelżało.  Zhoukova, dziękując Chorzycy za prozakrzepowe działanie uboczne eliksiru odkażającego, zdecydowała się także ranę opatrzyć przygotowanymi ziołami. Ostrzegłszy Bryusova, że przemywanie rany bez wątpienia zaboli go jak sukinsyn, po krótkiej chwili ciszy polała skórę spirytusem, by ją odkazić. Następnie obłożyła najbardziej krwawiące miejsca papką z rozmoczonych w alkoholu ziół i owinęła mocno bandażem, najgłębszą część rany zabezpieczając dodatkowo rolką ligniny. Działała szybko, ograniczając zbędne ruchy i słowa, a i tak skończyła z dłońmi ubabranymi krwią.
- Ode mnie dostanie pan jeszcze wywar wzmacniający i uzupełniający krew. – oznajmiła oczyściwszy ręce, a w rękach Bryusova znalazły się dwie kolejne fiolki. – Za chwilę Galina Makarevna zabierze pana na oddział. – pielęgniarka słysząc to opuściła salę spiesznie, zapewne, by przygotować łóżko dla pacjenta. – Proszę być dobrej myśli, będziemy walczyć o pana. – zapewniła go, ściskając mu rękę. Następnie niezwłocznie opuściła salę. W zaledwie kilka minut po wyjściu uzdrowicielki, wróciła pielęgniarka i z pomocą Dionisie Egvenyi został przeniesiony na odpowiedni oddział.

Evgenyi i Dionisie z tematu
Bazyl Skaryna
Bazyl Skaryna
Sala nr 12 Tumblr_nx8mch5LsB1qg8dzlo5_r1_250
Mińsk / Moskwa
34
poświst
czysta
neutralny
człowiek scyzoryk
https://petersburg.forum.st/t2209-bazyl-skaryna#12721https://petersburg.forum.st/t2211-skaryna-bazyl#12723https://petersburg.forum.st/t2212-grupa-omnibus-hrabina#12724https://petersburg.forum.st/t2210-turu

Pon 15 Kwi 2019, 20:28
data do ustalenia

Grupa Hrabiny była galerią osobistości dzikich, mających do biznesu smykałkę, zbyt sprytnych i zbyt społecznie nieprzystosowanych, by mogli swoje miejsce znaleźć gdzieś indziej. Nawet pod ziemię się nie nadawali, wystawiając jak psy głowy przez okno omnibusa kiedy w pełnym pędzie przemierzał ulice i uliczki tego kraju, krzyczeli w noc (lub w dzień) jebać stare babyyy ajajajajaj.
Można się nabawić przy takich czynnościach jakiś urazów, lub gardło zedrzeć najzwyczajniej, ale dzisiaj nie te haniebne okrzyki, ani nie rozszerzone źrenice przyjmujące nieregularne kształty były powodem odwiedzin na izbie przyjęć.
Klient, który może się potem znajdzie, może nie, najwyraźniej niezadowolony ze swojej z pewnym Bobim transakcji postanowił frustrację wylać w postaci ataku fizycznego, a nie, jak tego w Hrabinie wymagano, rzeczowej rozmowy biznesowej, bo wariaci wariatami, ale oni tu robili poważne pieniądze i nie mieli czasu na infantylne foszki. Obicie mordy zdarza się jednak Najlepszym raz na jakiś czas, a, że atak na Bobiego miał miejsce na ostatnim piętrze, na którym zwykle szefostwo urzęduje, w dodatku w Bazyla obecności, to wiele mu nie było trzeba, by stanąć w obronie pracownika (ha, pracownika, jak to określenie ładnie zawsze w kącikach ust wywołuje uśmiech grupy Hrabiny) i po krótkiej szamotaninie za fraki klienta i na bruk, taka tutaj była zasada, jak wypadasz to wypadasz.
Złożyło się tak, że mu przypadkiem zdążył w tym wszystkim odgryźć kawałek skóry i mięśnia, ale to naprawdę, przysięgam, kawaluntek, taki co o, akurat się mu w paszczy zmieścił na jeden haps. Żadne tam rzeczy, które się nie zagoją kiedyś, ale ciężko było mu zęby zacisnąć, kiedy przez zapach krwi klienta i Bobiego i adrenalinę całą to serce mu tak w piersi biło, jakby samo chciało z pędzącego busa wyskoczyć, a krew zawrzała, choć zawsze wrzała i do uszu uderzyła zderzając się boleśnie z niewidzialną błoną, aż nie słyszał tylko wszystkich łapcie Bazyla, szefie, Skaryna spokój i wszelkich innych prób dotarcia do niego, na różne sposoby, w zależności kto akurat głos podniósł.
Nic mu nie było, tak burczał odganiając ręką i warknięciem zwierzęcym resztę Hrabiny, wierzchem dłoni w końcu twarz wycierając, chociaż niewiele to dało, bo ciężko powiedzieć, żeby tylko wargi sobie ubrudził, to nie Zmierzch. Jemu niby nic, ot jedna ranka gdzieś przy skroni od sygnetu, kiedy klient ugryziony zachował się w racjonalny sposób próbując napastnika odpędzić ciosem w łeb. Bobi natomiast to miał się gorzej, bo już zawyrokował kierowca Dundee to szyć! to szyć trzeba będzie! i Bazyl nie wiedział, co trzeba Bobiemu szyć, bo zbyt skupiony był dalej na pulsowaniu wszystkiego w ciele całym i myśli zbyt wiele i smród krwi i mięsa posmak nie pomagał, nie pomagał zupełnie, więc złapał Bobiego za fraki, a dokładniej za kołnierz jedną ręką i głową skinął, tak z pracownikiem wyszedł z omnibusa, stając na progu Izby Przyjęć z przymkniętymi powiekami, trochę kierując się od chodnika do drzwi dzięki muszkom latającym nieopodal, dzięki pajączkowi i tamtej na drzewie siedzącej wiewióreczce.
Dundee powiedział, że tu będą czekać za rogiem, ale ma dać znak jak zawsze.
A Bazyl nic na to już nie odpowiedział, oddychając ciężko, stojąc z ręką wyciągniętą, trzymając Bobiego za kołnierz trochę za wysoko, w taki sposób, że jeszcze trochę i albo z tego płaszcza wyjdzie, albo zacznie na palcach chodzić, zastanawiając się, czy go oślepi zaraz gdy powieki rozchyli blask szpitalnych jarzeniówek. Za dużo, za dużo, za dużo.
Łukasz Odrowąż
Łukasz Odrowąż
Sala nr 12 Tumblr_inline_p9yn1jqXtF1rxlhrp_250
Kraków, Polska
23 lata
czysta
neutralny
student medycyny, asystent, stażysta
https://petersburg.forum.st/t1475-lukasz-odrowaz#7375https://petersburg.forum.st/t1489-lukasz-odrowaz#7579https://petersburg.forum.st/t1490-a-dajcie-mi-wszyscy-swiety-spokoj#7581https://petersburg.forum.st/t1488-odrzel#7577

Czw 18 Kwi 2019, 23:52
Tymczasem Łukasz zdecydowanie miał nudniejszy dzień. Zjadł śniadanie, pożywne, bo owsiankę z dodatkami, ubrał się i ogarnął, teleportował w okolice Hotynki po czym zaczął kolejny dzień stażu. Dziś został wysłany na oddział pierwszej pomocy (bo nikt normalny w końcu nie kazałby mu pomagać na oddziale zamkniętym), miał asystować doktor Tsisii Janashvili. Próbował się wykazać wiedzą i pierwszy stawiać diagnozę licząc na docenienie wiedzy i zaangażowania, co - być może - kobieta mogła uznać za popisywanie się i charakterystyczną dla Odrowąża bucerę. Ale, gdyby on miał się przejąć opinią innych zrobiłby to już dawno temu, a nie teraz, gdy po praktykach u Godunovej i skończeniu studiów z wyróżnieniem miał całkiem porządną wiedzę i minimalne doświadczenie.
Jako stażysta odciążał panią doktor z łatwiejszych zadań, no i ogólnie z łatwiejszych rzeczy. Tu coś wyjaśnił, tam podał lekarstwo, przyniósł kartę pacjenta gdy się zapodziała. Czego by o nim nie powiedzieć ułatwiał Tsisii życie. I być może wkurzał ją swoim przemądrzałym tonem, kto wie. Wiedział, że nie może przesadzić, bo po to jest na praktykach, by nie robić potem kardynalnych błędów, ale i tak marzył mu się już dzień, kiedy sam będzie leczyć ludzi. Nic dziwnego, że wychylał się ze swoją wiedzą.
Nie spodziewał się wymagającego zszycia Bobiego i jego szefa z jędzowatością.
Kiedy pielęgniarka ich przyprowadziła (ten z czarnymi gałami wyglądał na oślepionego) od razu doskoczył do krwawiącego, by przyjrzeć się jego ranie. Wstyd przyznać, ale czuł radość na myśl, że czeka go jakieś wyzwanie. Rozciągnął ubranie pacjenta w jednym miejscu, by lepiej się przyjrzeć urazowi, po czym pokazując Janashvili zasugerował:
- Tu chyba trzeba odkazić i zszyć, prawda? - na Bazyla popatrzy sobie później, miał obok niego ciekawszego pacjenta. I tego ciekawszego posadził na tyłku, coby łatwiej wszystko było opatrzyć.
Tsisia Janashvili
Tsisia Janashvili
Sala nr 12 9HnkR8p
Tibilisi, Gruzja
28 lat
wilkołak
błękitna
neutralny
magomedyk
https://petersburg.forum.st/t2054-tsisia-janashvili#11648https://petersburg.forum.st/t2058-tsisia-janashvili#11689https://petersburg.forum.st/t2059-tsisia#11690https://petersburg.forum.st/t2060-szalwia#11693

Pią 19 Kwi 2019, 22:08
Oddział Pierwszej Pomocy był podzielony między pogotowie, izbę, pomoc doraźną dla osób, których stan nie zagrażał życiu, a zaopatrzyć trzeba, jednak bez odsyłania na czwarte piętro, które zarezerwowane było dla trudnych i wymagających hospitalizacji wypadków. A teraz jeszcze zostało naprędce zorganizowane ambulatorium dla osób poszkodowanych przez jarchuki, a których stan jeszcze się nie pogorszył, żeby ich kłaść na oddział. Co prawda etap ten był przejściowy, bo wszyscy zdawali sobie sprawę, że bez lekarstwa pacjentów im ubędzie w przeciągu miesiąca, może dwóch. Mimo wszystko praca momentami potrafiła być monotonna, szczególnie, gdy pojawiali się stali klienci - amatorzy eliksirów czy starsi ludzie pojawiający się średnio trzy razy w tygodniu, ale tym razem dla odmiany nie z sercem, a z płucami czy plecami. Właśnie zakończyli przedłużającą się wizytę wdowy, której dzieci pouciekały w świat (może przez wysłuchiwanie, jak ją kręci w stawach na zmianę pogody). Całkiem nie dziwiła się, że jej stażysta mógł być zawiedziony. Nie do końca też Łukasz był na stały do kogoś przydzielony, w końcu szły te dyżury w swoim rytmie, po prostu chyba miała najwięcej cierpliwości do Odrowąża albo zwyczajnie nie uznawała wdrażania w zawód przez wycieranie młodym nabytkiem podłóg.
Każdy był przyzwyczajony do głoszonych mądrości przez świeżo upieczonych absolwentów, każdy w końcu przechodził przez ten sam etap i tą samą dzielili wiedzę na wykładach przez lata.
Zamarła w pierwszej chwili, gdy otoczyła ją woń całkowicie niemożliwy do zignorowania, broszka natychmiast stała się zwykłą blaszką. Zacisnęła rękę na krawędzi szafki, do której odkładała ciśnieniomierz, na Dolę myślałby ktoś, że z czasem będzie łatwiej. Spojrzała na duet, który z impetem wbił do sali. Skaryna z wyglądu bardzo charakterystyczny na tyle, że się Tsisia domyśliła z kim ma do czynienia. Nawet jej się coś tam o uszy obiło.
- Dokładnie, do tego podstawowa diagnostyka głowy, mógł pan nie zauważyć dodatkowego urazu przy wypadku, jak mniemam - dodała nawet bez mrugnięcia oka. Teoretycznie wszelkie podejrzenia przestępstwa powinni zgłaszać, w praktyce wiele rzeczy umykało, nie było czasu na zeznania i pacjenci byli niechętni.
Pchnęła jeszcze krasnoludka, żeby sprowadził im kogoś do pomocy, widziała, że Katya była na oddziale, może jeszcze jest, akurat przydałby się jej ktoś z doświadczeniem.
- Co się panu przydarzyło? Na coś się pan uskarża? - pytanie kieruje do Skaryny, niedowidzącego, z twarzą wysmarowaną krzepnącą krwią, a przynajmniej część policzków, broda, koszula pewnie też uwalona. Gdyby to była jego, to by się tak dobrze nie trzymał.
Bazyl Skaryna
Bazyl Skaryna
Sala nr 12 Tumblr_nx8mch5LsB1qg8dzlo5_r1_250
Mińsk / Moskwa
34
poświst
czysta
neutralny
człowiek scyzoryk
https://petersburg.forum.st/t2209-bazyl-skaryna#12721https://petersburg.forum.st/t2211-skaryna-bazyl#12723https://petersburg.forum.st/t2212-grupa-omnibus-hrabina#12724https://petersburg.forum.st/t2210-turu

Pią 26 Kwi 2019, 01:29
Bogowie, jak tu gwarno, ale to nic, bo przede wszystkim było przerażająco jasno. Jasno w podobny sposób, w jaki Bazylowi ciężko jest znosić południe, podobnie intensywnie, tak samo męcząco. Nie był w stanie przyzwyczaić się do mocno oświetlonych punktów, nie był w stanie nawet jeśli jego choroba postępowała systematycznie, z każdym rozszerzeniem się źrenicy na polu oka było coraz gorzej, do tego stopnia, że obecnie bez szkieł funkcjonuje normalnie dopiero po zmroku.
Ale teraz ich przy sobie nie miał.
Z przymkniętymi powiekami, rozchylając je od czasu do czasu, by w ziemię spojrzeć, by na nic nie wpaść, chociaż oddał się całkowicie komukolwiek, kto go wraz z Bobim do gabinetu zerknął, jednym uchem tylko słuchając, bo skupiając się na intensywności zapachów w szpitalu, dochodzących do niego zewsząd aromatów krwi ścierając się z chemikaliami, na które reagował marszczeniem nosa, wyłaniając w końcu w tym chaosie nie tyle zapach, co jedną, jedną z niewielu w tych sterylnych warunkach, duszę zwierzęcą, znajdującą się blisko, blisko, blisko, głowę poderwał, nie widząc, ale śledząc nosem ruchy wilcze, blisko, aż tuż przed nim się zmaterializowały opływając w kształty ludzkie i bardzo ludzkie zapachy, zaskakujące, ciekawe. Mówi do niego, a Bazyl wyciąga rękę, choć wcale nie, sięgając do tego wilka uwięzionego, zaznacza swoją obecność, choć nie nachalnie, na chwilę, na moment, próbując zwierzę wybudzić, może nie, nie wybudzić, przywitać się, połechatać, z ciekawości, z odległości, jeden gest, drobne nawiązanie kontaktu, nim cofa swoje poświstowe wpływy, nie chcą ingerować w jej przestrzeń bardziej nachalnie niż już śmiał, jak świnia, oślizgła żmija.
- Na światło. - Odpowiada, na początek. Dłoń unosi, tym razem dłoń materialną, wskazując gdzieś w skroniach okolicy, tu rozbita, tu krew leci, chociaż ta na brodzie nie jego.
- Na pragnienie. - Druga rzecz z tych, na które uskarżać się może, bo suchość w gardle dotarła do jego świadomości wraz z przekroczeniem progu szpitala, kiedy czasu znowu zaczął swoim zwyczajowym tempem płynąć i nic nie było przerażająco przyspieszone przez bójkę, smak mięsa i krwi klienta i adrenalinę.
Łukasz Odrowąż
Łukasz Odrowąż
Sala nr 12 Tumblr_inline_p9yn1jqXtF1rxlhrp_250
Kraków, Polska
23 lata
czysta
neutralny
student medycyny, asystent, stażysta
https://petersburg.forum.st/t1475-lukasz-odrowaz#7375https://petersburg.forum.st/t1489-lukasz-odrowaz#7579https://petersburg.forum.st/t1490-a-dajcie-mi-wszyscy-swiety-spokoj#7581https://petersburg.forum.st/t1488-odrzel#7577

Pon 29 Kwi 2019, 16:08
- Tak jest - powiedział tylko słysząc Tsisię i będąc na siebie lekko zły za to, że zapomniał o takiej podstawie. No ale przecież po to był na stażu, by wykuć w sobie pewne nawyki, więc ta złość na samego siebie raczej nie była jakaś wielka. Zamiast na niej skupił się na diagnostyce głowy. Robił ją bardzo dokładnie, aby na pewno niczego nie pominąć, jednakże nic nie znalazł. Powiedział więc:
- Nic nie wykryłem. Biorę się za odkażanie i zszywanie - powiedział, jakby kobieta chciała go sprawdzić, po czym podszedł do półki z różnymi gazikami, bandażami, ogólnie podstawowymi rzeczami do takich celów. Próbował w szczególności znaleźć samoznikające szwy, gdyż podejrzewał, że zaklęcie może na tę ranę Bobika nie wystarczyć. W międzyczasie przysłuchiwał się rozmowie z drugim pacjentem. Nie zauważył więc jego ręki mknącej w niewłaściwą stronę do lekarki.
- Ze światłem za bardzo nic nie zrobimy - stwierdził. - Potrzebuję go przynajmniej na czas zszycia, żeby się upewnić, że nic nie ominąłem, a potem mogę zasłonić okna - miał wrażenie, że to jednak przesada mieć taki problem z jasnością, ale w sumie jędzowatość znał tylko z kart książek, więc mimo chęci skomentowania tego stanu ugryzł się w język. Potem kumplom spoza Hotynki będzie opowiadać o gościu, któremu się w dupie poprzewracało albo udawał wampira, żeby se odbić za stresujące chwile, które czasem go spotykały. No i musiał trochę się zachowywać póki nie zostanie lekarzem, wiedział o tym, choć milczenie było dla niego cholernie trudne. - Za to wodę może pan dostać zaraz - podszedł ze wszystkim co potrzebne do Bobika i czekał na polecenia od Tsisii. Czy odkażać i zszywać, czy raczej lecieć po szklankę wody dla spragnionego. Że tak się zaśmieję - niby dzieci miał, ale i tak nie miał mu kto jej podać.
Tsisia Janashvili
Tsisia Janashvili
Sala nr 12 9HnkR8p
Tibilisi, Gruzja
28 lat
wilkołak
błękitna
neutralny
magomedyk
https://petersburg.forum.st/t2054-tsisia-janashvili#11648https://petersburg.forum.st/t2058-tsisia-janashvili#11689https://petersburg.forum.st/t2059-tsisia#11690https://petersburg.forum.st/t2060-szalwia#11693

Sro 08 Maj 2019, 22:40
Stwardniałe paznokcie zostawiają ślady na wewnętrznej stronie dłoni, podobnie krawędzie amuletu, na którym instynktownie zaciska pięść. To było paskudnie inwazyjne, bardziej, gdyby ją faktycznie fizycznie dotknął. Na moment straciła z oczu pacjentów i stażystę, całkiem gubiąc przestrzeń sali numer dwanaście. Choć odpowiedzialność każe jej się streszczać z tym składaniem siebie w spójną całość.
- Bardzo dobrze, panie Odrowąż - skinęła głową na znak, że wszystko w porządku, niech kontynuuje.
Bardzo rzadko pozwala sobie by dopuścić do siebie osobiste odczucia, bo to nieprofesjonalne i przeszkadza w pracy, ale teraz trudno jej się zdobyć by wyciszyć niechęć. Napięty, sztywny schemat postępowania, który sobie narzuciła, nie poddawał się takim nieprzewidywalnym przypadkom, jedynie się kruszył i pękał, wiedziała, ale w to brnęła. Ośli upór był najbardziej znanym sposobem radzenia.
- Nie powtarzaj tego - odpowiada chłodno, z dystansem, choć stoi obok właśnie przyglądając się rozcięciu.
Oba objawy na nic nie wskazywały, rzut starej choroby czy były związane z czymkolwiek im się przydarzyło, a mogła się domyślić co to było, w Furii zdołała odrobić korepetycje z półświatku.
- Oba objawy pogłębiły się po urazie? Zawroty głowy? - Miarkuje już ton wracając na stare tory. W normalnych warunkach pewnie sprawdziłaby reakcje źrenic, poprowadziłaby standardowy wywiad w stronę ewentualnych urazów głowy. Teraz co najwyżej zafundowałaby Skarynie tortury i sam światłowstręt o niczym nie świadczył w tym wypadku.
Rzuciła zaklęcie diagnostyczne, ale wynik jak mogła się spodziewać był niejednoznaczny, za dużo się tu kłębiło magii i urazów. Niemagiczne metody teraz byłyby jak znalazł.
Gdzie ten krasnoludek, miał tu im kogoś sprowadzić, ale pewnie dwunastki nikt nie uznał za naglącą sytuację.
Tsisia cofnęła się do szafki przy okazji sprawdzając poczynania Łukasza. Skinęła głową, że wszystko w porządku. Obok Bazyla kładzie tacę z utensyliami, zaklęciem przywołuje szklankę z wodą, którą wkłada w jego dłoń.
- Nic ponad to na pragnienie nie zaradzę. - Zaklęcie nie wykryło żadnych urazów organów wewnętrznych, więc mogła spełnić to, co tak ochoczo zaoferował stażysta.
- Potem zszyję rozcięcie - dodaje.
Bazyl Skaryna
Bazyl Skaryna
Sala nr 12 Tumblr_nx8mch5LsB1qg8dzlo5_r1_250
Mińsk / Moskwa
34
poświst
czysta
neutralny
człowiek scyzoryk
https://petersburg.forum.st/t2209-bazyl-skaryna#12721https://petersburg.forum.st/t2211-skaryna-bazyl#12723https://petersburg.forum.st/t2212-grupa-omnibus-hrabina#12724https://petersburg.forum.st/t2210-turu

Nie 12 Maj 2019, 19:35
Bardzo dobrze, że Łukasz tej ręki wyciągniętej nie zauważył, bo to by świadczyło o jego w umysł pani doktor i pacjenta ingerencji, skoro cały ten dotyk oślizgły się odbył w międzyprzestrzeni, każdy ma swoją sferę prywatną, psychiczną, która powinna pozostać nienaruszona.
- Proszę o wybaczenie. - Odparł z oczami zamkniętymi wciąż, pozwalając się kobiecie opatrzyć, chociaż słowa te w najmniejszym stopniu nie zabarwione były skruchą. Ot, rzucone, nie niedbale, po prostu, chociaż za słowami kryły się pewnie rzeczy, które nie były już po prostu zwyczajne. Głowę tylko przechyla nieznacznie, w kierunku głosu chłopięcego.
- Szkła. - Warknął, palec unosząc do powiek i wskazując, w głowie wylewając na stażystę i całą służbę zdrowia wiadro pomyj, co za idioci w tej Hotynce, nie to co w Hrabinia, tam pełna profeska, profesjonalnie można dostać po ryju jak się coś źle rozegra, ale nikt nie wymaga od przeciętnych ludzi podstawowej znajomości chorób, co innego od lekarzy.
Głową kręci, na pytanie od pani doktor, bo on tu nie przyszedł na dokładne diagnozy, on tu przecież przyszedł z Bobim, wychodząc z założenia, że jemu się nic nie stało. Bo po prawdzie poza tym szyciem to nic.
- Nie. Niech mi pani tylko to zszyje i jestem gotów. - Jakby nie trafił tutaj, to najpewniej do cudotwórcy z klejem w ręce. Szklankę przyjmuje wypijając jej zawartość dwoma haustami i po chwili rękę wyciąga z tą szklanką w stronę Łukaszka, głowę przechyla, jedno oko mrużąc stara się otworzyć, chociaż z głową pod takim kątem zawieszoną, byleby jak najmniej się tam tego światła dostało. Na wypadek gdyby Łuki nie zrozumiał o co chodzi ze szklanką, a ciężko byłoby mieć o to pretensje, bo tak siedzi Bazyl z tą szklanką i chuj nie wiadomo, dolać mu czy zabrać, to się w końcu zniecierpliwił Skaryna.
- No. Dziękuję.
Łukasz Odrowąż
Łukasz Odrowąż
Sala nr 12 Tumblr_inline_p9yn1jqXtF1rxlhrp_250
Kraków, Polska
23 lata
czysta
neutralny
student medycyny, asystent, stażysta
https://petersburg.forum.st/t1475-lukasz-odrowaz#7375https://petersburg.forum.st/t1489-lukasz-odrowaz#7579https://petersburg.forum.st/t1490-a-dajcie-mi-wszyscy-swiety-spokoj#7581https://petersburg.forum.st/t1488-odrzel#7577

Pią 31 Maj 2019, 17:24
Zachęcany przez swoją koleżankę po fachu tym chętniej i uważniej zajmował się "swoim" pacjentem. Chciał w końcu się wykazać, pokazać, że mimo młodego wieku już całkiem nieźle zna lekarski fach (przynajmniej w takim stopniu jak pielęgniarki) i że można powoli mu zacząć dawać trudniejsze rzeczy. Sam siebie uważał za przyszłość magomedycyny, nic dziwnego, że mu spieszno było na szczyt.
Kiedy kazała przestać Bazylowi przekraczać jej przestrzeń osobistą, spojrzał na nią zdziwiony nie orientując się w sytuacji między nimi i myśląc, że może chodzić o niego. - To do mnie? To jak mam to robić? - wolał dopytać. Dałby głowę, że wszystko robił wręcz perfekcyjnie, nigdy w końcu nie miał większych problemów z takimi podstawami, więc reakcja Tsisii z pewnością wydała mu się przesadzona.
Będąc upewnionym, że może przejść do zszywania znieczulił rozcięte miejsce zaklęciem, tuż po przygotowaniu wszystkiego, co było do tego potrzebne. Jego pozytywne nastawienie zepsuło warknięcie pacjenta Janashvili. - Nie wiem czy jak je dam pani doktor będzie w stanie pomóc - powiedział jeszcze tonem profesjonalnym, wskazując gestem sugestywnym na swoje nierozcięte ucho, choć szkieł nie zamierzał mu podawać. Trzeba dbać o dobre stosunki z kadrą medyczną, by cię dobrze potraktowali, a Łukasz mimo dopiero stażu tą lekcję o wymaganiu szacunku do siebie przyjął zbyt rygorystycznie. Warczy, to niech sam sobie radzi, a on się zajmie milczącym typem.
Skończył już prawie, kiedy Skaryna jak upośledzony wyciągnął do niego rękę z pustą szklanką, ani be, ani me nie mówiąc. Odrowąż jednak nie zamierzał zabierać od niego tego uformowanego szkła bez skończenia z Bobikiem. Co on, mniej ważny? Łukasz nie wiedział, był za to pewien, że mocniej oberwał. Kiedy skończył zadowolony obejrzał szwy, czy jakiegoś podstawowego błędu nie zrobił i poprosił doktor Janashvili o ocenę.
- Nic więcej nie zauważyłem, jeśli mógł gdzieś jeszcze pan oberwać proszę powiedzieć - rzekł dość grzecznie, bo on nie jest winny zachowania swojego kolegi, po czym bez słowa wziął szklankę od Skaryny i odstawił na stolik wiedząc, że zaraz krasnoludek ją weźmie. O dolaniu ha dwa o nawet nie pomyślał.
Sponsored content


Skocz do: