Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czw 26 Paź 2017, 18:53
Łaźnie

Do podziemnych łaźni prowadzą tylko jedne z wielu schodów na pierwszym piętrze i pełzną one stromo w dół. Oświetlane są jedynie przez buchające ogniem pochodnie nisko wbite po obu stronach ścian, na które należy szczególnie uważać, by przypadkiem się nie poparzyć. Łaźnie znajdują się głęboko pod ziemią i są bardzo ciepłym miejscem – niezależnie od pory roku czy pogody. Znajdują się tu przede wszystkim kamienne ławy wokół dużych rozmiarów, rozgrzanych palenisk, okrągłe baseny z wodą termalną, a także stare rzeźby zwierząt syberyjskich, które pełnią w tym miejscu funkcję dekoracyjną.

Endar Sorokin
Endar Sorokin
Łaźnie ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Sob 27 Paź 2018, 23:46
03.07.1999

Kłamstwo, zwłaszcza rozległe, wzniesione na wielu poziomach, podtrzymywane przy życiu kosztem organizmu gospodarza jak najbardziej podstępny wirus powinno wreszcie go zniszczyć. Dlaczego zatem czuł się tak dobrze, skoro nie powinien? Dlaczego chciał wracać do niej, skoro już, w niecałe pół roku od mocnego postanowienia bezwzględnej szczerości wobec niej, ześliznął się z powrotem w bagno słów zawsze o pół tonu zbaczających z prawdziwego tonu, gestów zawsze o jeden zbyt chętnie jej darowanych – dla kogo?
Powinien zdać sobie sprawę z tego, że ją krzywdzi. Na oczach wszystkich wreszcie wszystko było dobrze. Rozkwitali w siebie jak łodygi bluszczu porastające z czasem fronty budynków, stawali się coraz bardziej wiarygodnie nierozerwalni. Zupełnie jak gdyby czas działał inaczej w ich małżeństwie – na wiosenne miesiące kalendarza przypadła zima; zachowawczy chłód pierwszych wymienianych ze sobą słów, zbyteczny ogień, który kazała rozpalać w nadziei, że przejmą go dla siebie choć trochę, że wezmą go z przypadkowych nocy, kiedy po powrocie do domu nie udało mu się umknąć przed nią, w dalszą podróż do dnia następnego. Kiedy zaś lato wkroczyło swym rozpasaniem, ciepłem, do którego Endar nigdy nie przywykł, w każdy zakątek życia nawet rodzący się wokół chaos nie powstrzymał wiosny, jaka obudziła się między nimi.
Kłamał jej, więc było pięknie. Adela stała się wszystkim, czym powinna, wszystkim, o czym jeszcze nie tak dawno tylko z przejęciem jej szeptał. Wśród letniej śmiałości, w promieniach słońca łaskawie muskających najzimniejsze z syberyjskich serc nabrał odwagi, by nie dbać o nic poza zapachem jej skóry. By nie odbywać innych podróży niż te, w jakie udawała się jego dłoń pokonując płaszczyzny i wzniesienia kobiecego ciała. Pozwolił sobie na najbliższe miłości rozleniwienie, w jakim spędzali ostatni tydzień czerwca.
Z niedbałością nastoletniego chłopca okrywał pozorem dobrostanu wszystkie rany nieporozumień, jakich nie zaleczył, uznając je za nieistniejące, nie czekał, aż zaczną gnić pod warstwami jego fałszywego oddania, przesadzonej czułości. Powinien był być może zastanowić się nad jednym – jak długo będzie mógł udawać szczęście, choćby tak nieśmiałe i płytkie, jakie wszem i wobec pokazywał, zanim zda sobie sprawę, że dawno przestał już kłamać? Że ta nienaturalność uderzająca go w niektórych chwilach wynikała ze szczerości, którą nie operował jeszcze zbyt dobrze, ponieważ nie była to szczerość analityczna, krzywdząca, płynąca w prostej linii z umysłu, a jakaś wszechmocna prawda wytryskująca nieskładnie z miejsca, gdzie powinno bić wydolne, dorosłe serce.
Znalazł ją o zmierzchu, w półmroku i parze sorokinowych łaźni. Jego obecność zdradził odgłos kroków, stawianych bosą stopą lekko na kamiennych stopniach. Były prawie obce, także jemu. Musiał odpocząć, a widząc ją tu, pochyloną z czułym spojrzeniem nad niepozorną figurą wyobrażającą w swych łagodnych liniach łanię, sam siebie zaskoczył biorąc krok w przód zamiast wycofania się. Nikogo tu nie było, nikt nie musiał widzieć, nawet słońce mogące go usprawiedliwić tu nie sięgało – zatem dlaczego?
Zatrzymał się tuż za nią, w promieniu bijącego od niej ciepła i dotknął nieśmiało jej ramienia.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Łaźnie 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Sro 21 Lis 2018, 23:41
Zanurzona w swoich myślach planując rytuały letniego przesilenia zupełnie nie dostrzegła ruchu wszechobecnej pary, ani dźwięku kroków bosych stóp. Dotknięta wciąż chłodną, mimo przyjemnie wysokich temperatur łaźni, dłonią, która mimo coraz częściej pojawiających się praktyk wciąż odcinała się swoją mlecznobiałą skórą od jej karmelowego ciała, podskoczyła lekko, podnosząc wzrok z nad tafli wody i oglądając się przez ramię.
Czasami zdawała się zapominać jaki był piękny. Teraz, w jakiś magiczny sposób spowity mgłą gorących źródeł, niedoświetlony wśród tańczących płomieni głowni pochodni, ciepły kolor ognia przełamywany dziwnym, zimnym blaskiem głębin cieplic rozsianych we wnękach zamkowych podziemi.
Miał taki profil, którego pozazdrości mu każdy inny mężczyzna, z wiekiem znajdujący pojawiające się na twarzy zmarszczki, naczynka uszkodzone wysiłkiem i niezdrowym trybem życia, miał taką twarz, której nie kalał nadmierną ekspresją, usta, które rzadko trapiły się wysiłkiem uśmiechu, oczy, których skupienie i uwaga przypominały tylko oczy zwierząt. Ptaków, królów niebios, wiecznie czujnych, gotowych do działania w każdej chwili.
- Atsa. - powiedziała wstając z kucek.- Ja tu przyszłam, bo... - nie wiedzieć skąd i dlaczego, nabawiła się ostatnio przedziwnego nawyku tłumaczenia się mu z różnych rzeczy. Tak jak kiedyś zdawała się w ogóle nie widzieć problemu inwazyjności swojej osoby, nawet, jeśli stała na baczność ubrana w pióropusz na krześle przy rodzinnym stole, wypatrując w oknach lecącego klucza ptaków, czy wybiegając znienacka z poważnej rozmowy z teściową, bo przecież to godzina żurawia i musi zanurzyć w wodzie kamienne bransoletki, tak teraz nagle dorobiła się potrzeby ukrycia czegoś, co nie było jeszcze jasne, w związku z czym za każdym razem czuła się przyłapana na gorącym uczynku i szukając drogi ucieczki przed odpowiedzialnością wyrzucała z siebie zupełnie bezsensowne usprawiedliwienia.
Przyszła do łaźni szukając nie tyle, jak on, chwili spokoju, co refleksji. Momentu, by zatrzymać się i zapytać siebie skąd ta potrzeba tłumaczeń, co próbowała schować. Dawno temu w jaskini w Białych Górach nauczyła się rozmawiać z duchami natury, pytać przodków o znaki. Dziś miała nadzieję, że mimo odległości usłyszą jej błagalne szepty. Że przybędą żyłami ziemi daleko na Syberię.
Przyszedł on.
- Jak... jak Ci minął dzień? - zapytała szukając w półmroku kropek jego źrenic. Wciąż niepewna, czy takie błahostki jak zwykła wymiana uwag na temat dnia minionego są między nimi rzeczą naturalną.
Endar Sorokin
Endar Sorokin
Łaźnie ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Wto 27 Lis 2018, 21:13
Nieśmiało zawisłą przy niej dłoń położył na ciepłej, wilgotnej od pary skórze, zaskakująco władny nad dystansem, który kiedyś, jeszcze niedawno rozdzielał ich jak kamienny mur. Zapatrzony w kontrast, którego nie obserwował dotąd z tak bliska, uśmiechnął się bezwiednie. Jakie to łatwe.
- Możesz przecież chodzić, gdzie chcesz. To twój dom. – przyrzekł, że nie zabraknie jej niczego. Zdawało mu się, co obserwował z zadowoleniem, do którego dopiero teraz mógłby się przyznać, że dotąd udawało jej się zaakceptować, że irkuckie zamczysko chociaż po części już do niej należy. Zupełnie nie krępowała się z zostawianiem wszędzie, gdzie zechciała śladów swej bytności, zmuszając Sorokinów, by odwracali wzrok. Wszystkie jej pstrokatości wciąż były obce, rzucały się w oczy jak najgorsza brzydota wystawiona w konkursie razem z rzędem zachwycających piękności, aż prosiły się o myśl dezaprobaty.
Endar zdążył już polubić słuchanie niekończących się narzekań swej matki na ten temat, ba, wyczuwał po znużonym westchnięciu zawsze poprzedzającym taką tyradę, że zaraz zacznie się zabawa. Udawał, że go to bawi, bo bawiło szczerze przez jakiś czas, ale w ostatnich dniach tyle zwaliło mu się na głowę, że nieodczuwalny dotąd ciężar ciągłych powrotów do otoczenia, którego nie znosił zaczął go uwierać.
Chciałby ją stąd zabrać. Prośba, by pojechali do Meksyku brzmiała jak kolejne niedorzeczne wymogi Adeli, którymi zasypywała go z nudów; chciał zepchnąć ją gdzieś w tył, za sprawy naprawdę ważne, ale wracała do niego uparcie, szczególnie w chwilach, gdy powtarzał sobie, że przecież musi tu zostać, kiedy to wszystko się dzieje.
Pochylił się, by oprzeć czoło o bark Adeli. Ból ciążący mu w głowie przelewał się powoli, zmuszał do zamykania oczu, wyciszania wszelkich myśli. Było już późno, za późno, by znowu przespał tylko pół godziny, przez resztę nocy ślęcząc nad dokumentami pełnymi ustaleń o stanie wyjątkowym.
- Jestem zmęczony. – gdyby tylko wiedział. Gdyby zobaczył ten obraz w jej myślach, to ciepło, w którym mógł czuć się swobodnie, jeden z wielu końców dni, po których nadejdzie spokojna noc, może ogień zdołałby wydrążyć dziurę w lodzie od razu, już pierwszego dnia. Gdyby umiał uwierzyć, że wszystkie jej wyobrażenia się spełnią, że naprawdę jest taki, jakim go widzi Adela – to wszystko miałoby jeszcze jakąś wartość, nie wżerałoby się w niego, nie zostawiając zbyt wiele życiu, które dopiero zyskiwał.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Łaźnie 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Czw 28 Lut 2019, 22:26
Miękkie opuszki palców powoli wspięły się po jego ramionach, pracowite dłonie chcące ująć ciężaru jego zmęczonym barkom. Kontakt fizyczny zawsze był dla niej czymś naturalnym, gesty czułości rzeczą codzienną, dzielenie się troską wcale nie ograniczało się do wymiany uścisków dłoni i uprzejmości, wcale nie jedynie między członkami najbliższej rodziny. Wiele miesięcy borykała się z zimnem rosyjskiej socjety, próbowano przecież oduczać ją gorących uścisków czy niespodziewanych pocałunków, a pstre myśli młodego dziewczęcia nawet nie próbowały poznać twardych zasad kultury magicznej Rosji. Wręcz przeciwnie, jak niezwykle głęboko zakorzenione drzewo im większy czuła nacisk tym większy stawiała opór.
Tym razem jednak, inaczej niż zwykle, inaczej niż chciwie ręce które do tej pory chwytały go otwarcie, łapały za dłonie i dotykały włosów całkiem bez ostrzeżenia, tym razem inaczej, powoli musnęła skórę jego ramion i pleców obejmując go gestem bardzo niepewnym, niby takim prostym, a innym kompletnie, naturalnym a dziwnym.
- Nie dziwie się. - powiedziała jedynie. Nie umiała ubierać swoich myśli w rozsądne "przykro mi" czy inne pozbawione morału "opowiedz mi o tym". Nie była psychologiem, nie umiała też kalkulacyjne rozważać jakie są odpowiednie słowa do zbalansowania tego nieśmiałego wyznania jakim ją uraczył. Mogła tylko o tym mówić, co sama w związku z tym czuła, a czuła, że to i tak długo nim poczuł się na tyle zmęczony by powiedzieć to głośno.
Zawsze chciała stać się kiedyś figurą, której mógłby zaufać na tyle by móc podzielić się z nią ciężarem codziennego dnia. Nie zwyczajnych obowiązków, bo do tych człowiek przyzwyczaja się z czasem i nawet jeśli równają się podróżom do głębi gór po wodę ze źródła księżycowego, to powoli zmienia się w nawyk. Chciała by dzielił się z nią tym co chował w środku, pod żelazną piersią, co krew tłoczyło do serca. I choć świadomie zupełnie wszystko to czym by zechciał sę podzielić, cisnęłaby co sił daleko - zrobiłaby to tylko po to, żeby mógł od tego odpocząć.
Miękkim ruchem gładziła jego plecy, gest tak wymowny choć niewielki w palecie czułości jakimi spodziewać się mogłoby wymieniać się małżeństwo, nawet takie z krótkim stażem. Kolistymi ruchami koniuszki palców kreśliły miękkie fale, od włosów, po karku, łopatek i kręgosłupa.
Ujęła delikatnie jego dłoń, jak nieufne dzikie zwierze które chciałaby wyplątać z sideł, powoli, nie bój się mnie
- Chodź. - powiedziała tylko, ruszając po zimnej posadzce w stronę jednej z wyrytych w ziemi wanien wypełnionych termalną wodą, czarną, nasyconą związkami mineralnymi tak bardzo, że miała zapach stali i kamienia, intensywny, magicznie przełamany przez gorącą parę snującą się po powierzchni.
Wstąpiła na niewielkie schodki zanurzając się w czarnej jak smoła wodzie po kolana i obejrzała się przez ramię. Chodź.
Endar Sorokin
Endar Sorokin
Łaźnie ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Sob 30 Mar 2019, 22:46
Odetchnął głęboko, zamykając na chwilę oczy; powieki ciążyły jak ołów. Adela miała miękkie, ciepłe dłonie, a on był zmęczony. Nie miał siły na stawianie oporu, a gdyby pomyślał przez chwilę, wywnioskowałby, że ochoty nie ma także.
A przysiągł sobie, tuż przed ślubem, zapinając pod szyją sztywny kołnierzyk, że nigdy tego nie zrobi. Że się nie złamie i do końca życia będzie trzymał tę obcą kobietę na dystans. Nie wpuści jej do swojego życia; pozwoli przechadzać się w niewielkim oddaleniu, pozostanie w zasięgu jej wzroku, ale twierdza, jaką wzniósł wokół tego, co najcenniejsze, pozostanie niezdobyta.
Nie zorientował się nawet, kiedy sam, z własnej woli opuścił przed nią most zwodzony, by weszła do środka i została panią na włościach.
- Chcą nas zastraszyć. – wymruczał, kołysany jej delikatną czułością. Mówił spokojnie i cicho, bo chociaż słychać było, że nie jest do końca pewny, czy to Adeli powiedzieć – nie bał się. Nie miał paranoi. Był ostrożny, bardzo ostrożny. Do tego stopnia, że łatwo mu było racjonalizować poczucie, że jest obserwowany; że w uliczce, w którą zaszedł, by raz na jakiś czas kupić papierosy i w spokoju zapalić jednego jest oprócz niego ktoś jeszcze, choćby zmysł wzroku temu przeczył.
Niektórzy, wybrani z ludzi, którym dane jest choć raz w życiu dojść do wniosku, że są śledzeni pozostaje jedno, jeśli chcą zachować zdrowy rozsądek – uznać ten fakt, za niezbity dowód ważności swojej osoby. Płotki nie miewają wrogów, na pewno nie tak zajadłych, by posyłali za nimi ogony. A za Sorokinem ktoś posłał. Chodził przez parę tygodni różnymi ścieżkami, z powodzeniem przez cały czas racjonalizując – może to niezadowolony klient, a może pierdolnięty Leon Onegin kazał komuś łazić za Endarem, żeby rywalowi napędzić stracha.
Dopiero z czasem sytuacja stała się poważniejsza. Czarne Słońce, z nazwy powtarzanej półgłosem tu i tam stało się rzeczywistym, obecnym wszędzie istnieniem, realną groźbą dla dotychczasowego porządku życia. Słyszało się różne rzeczy, a Endar miał naiwną nadzieję, że bardzo niewiele z nich docierało do uszu Adeli. Żałował dotąd, że tkwi tu sama, znudzona i oswajał się z powracającą myślą, że czas najwyższy, by Petersburg stał się częścią jej świata. Ale teraz – nie chciał ani jej ani sobie stwarzać nowego zagrożenia.
Więc Adela wciąż była z innego świata; a on łudził się, że nadając jej nowe imię i przebierając ją jak lalkę zdoła zamknąć ją tu, przy sobie i nauczyć jak ma być kimś innym. Tymczasem to on przybierał pod jej dłońmi nowy kształt, uwiedziony łaskawością jej uczuć tak samo jak miękkością skóry. Spojrzał jak zahipnotyzowany na swoją rękę i patrzył długo, z pogranicza komicznego zdziwienia, jakby już nie należała do niego.
Nie zdarzyło się przedtem, by do kogoś należał.
Chodź.
Nic się nie stanie. Nic się nie stanie.
Poszedł za nią.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Łaźnie 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Sob 04 Maj 2019, 03:33
Nigdy nie była najeźdźcą, trudno więc spodziewać się, by jego taktyka obronna przed zdobyciem twierdzy jego serca miała się sprawdzić. Nie jest trudno walczyć ze znanym sobie wrogiem, nie jest trudno tak bystremu człowiekowi wymyślić sposób na obronę przed zakusami znanych sobie kokietek, domyślić się ruchów tej taktycznej gry szachowej jaką były subtelne i kruche relacje damsko-męskie. Adela jednak nigdy nie była dobra w te gry, nie rozumiała zasad i w najmniej spodziewanych momentach zazwyczaj przewracała plansze jak znudzony kot, bądź uciekała w zupełnie innym kierunku. Kropla drąży skałę, a nie ma takiego lodowca, który oparł by się sile pierwotnej ognia.
- Czytałam o nich. - powiedziała, kiedy ostrożnie weszli w objęcia wody-matki. Delikatnie sunąc palcami po jego ramieniu, wchodząc z nim coraz głębiej, fizycznie i metaforycznie, w tę niezbadaną czarną toń, pozwoliła sobie na tak prosty, tak zwyczajny gest jakim jest zwykłe objęcie. Zaplotła dłonie na jego plecach i oparła głowę o jego bark, po szyję niemal zanurzona w tej ciepłej, wiecznie niespokojnej wodzie.
Przyglądała się bez słowa jednej z figur majaczących w półmroku w oddali, rączy rumak zatrzymany w pół skoku z jednego basenu do drugiego. Jakby czuł na sobie jej spojrzenie obrócił wielki kamienny łeb by obdarować ją spojrzeniem niewidzących, marmurowych oczu.
Zagryzła wargi.
Policzek dziewczyny powoli i lekko otarł się o jego tors, kiedy obróciła głowę odwracając wzrok od rumaka, a ten, w bliźniaczym, niemal obrażonym geście odwrócił również i swoje białe ślepia jakby ze wstydem, w sekrecie, dając kochankom ten oddech prywatności po takim wyznaniu.
Zastanawiała się długo, czy rozmawiać z nim na ten temat. Widziała przecież, mimo jego ponadprzeciętnych zdolności aktorskich, jak trudno mu jest panować nad tym co się dzieje w magicznym świecie - a przecież on był stworzony do panowania. Obawiała się, że ta informacja wypowiedziana na głos pokruszy ten wątły pomost zrozumienia jaki udało im się wspólnymi siłami wybudować ponad przepaścią dzielącą ich światy i światopoglądy. Co więcej, im dłużej zerkała z tego pomostu w jego świat tym bardziej była przekonana, że te różnice to tylko iluzja, że są niemal tacy sami, dopełniający się, jak prawa i lewa dłoń, prawe i lewe płuco. I teraz przyszło jej wybrać czy tkwić w tej bezpiecznej strefie, słodkiej stagnacji i atmosferze bezpieczeństwa jaka nieśmiało kwitła między nimi w mrokach domowych łaźni. Czy zachwiać tym po to, by teraz zmienić wszystko, a w przyszłości próbować od nowa i od nowa.
Westchnęła.
- Ja wiem kim jest Czarne Słońce, Atsa. - powiedziała w końcu, ostrożnie, tak cicho, że ledwie słuchać było te słowa jakby ciemność pochłaniała najmniejsze drżenia powietrza mające dosięgnąć jego uszu.
No tak. Przecież była Meksykanką, przecież spędziła pół jak nie więcej życia w Meksyku. Ta młoda sarna szukająca oparcia w lodowym księciu mogła przecież skrywać w swojej pamięci więcej informacji, niż którykolwiek szpieg Białej Gwardii. Pierwszy raz zobaczyła ten symbol mając siedem lat - nic wtedy nie znaczył, cała organizacja znaczyła niewiele. Zdążyła zignorować i niemal zapomnieć o istnieniu tej okrutnej mafii, historii kobiet z Ciudad Juarez. Gdy orzeł przyleciał z pergaminem kilka dni temu nie wiedziała jak zareagować. Wpierw, odruchowo, schowała list pod łóżko, wierząc, że nic złego stamtąd nie wyjdzie. Później przeczytała go i podpaliła, bo znała te formułki, znała te słowa choć w zupełnie innym języku.
- To pustynne żmije. - zamknęła oczy. Polowanie na żmije nie jest proste, Bóg-wąż stworzył je takimi, by były nieuchwytne i niebezpieczne. Pustynną żmiję trzeba wypłoszyć z bezpiecznego cienia krzewów i atakować z daleka, tak daleka, żeby ona nie mogła dosięgnąć Cię w odwecie - a pustynna żmija z symbolem słońca jest niezmierzona. Dosięgnęła nawet Długiej Wody.
Sponsored content


Skocz do: